Strona:Karolina Szaniawska - Teatr dla dzieci.djvu/208

Ta strona została skorygowana.
Adaś.

Przez trzy dni — a nawet więcej — przez cztery. Cztery dni do namysłu, to bardzo wiele, teraz więc, gdyśmy się zdecydowali — jedziemy.

Alfredek (zdejmuje również tornister).

Czy tylko nas przyjmą?

Adaś.

Bezwątpienia! Franek powiada, że do służby okrętowej ludzie niechętnie wstępują, więc każdy kto się zgłosi, ma zaraz miejsce.

Alfredek (chodzi po scenie zamyślony).

Jednak... mam złe przeczucie.

Adaś (obejmuje go za szyję i chodzą razem).

Mój Fredziu — przestań. Po co się zniechęcać bez powodu i nabijać sobie głowę smutnemi myślami. (stają). Wiesz, że ja nie łatwo dałem się namówić, ale teraz, kiedy jestem zdecydowany, złości mnie, że ty tchórzysz... (po chwili). Jak Franek powiedział, że moglibyśmy poznać dalekie kraje i doświadczyć przygód, jeszcze dziwniejszych niż te, które opisał Myne Red albo Verne, parsknąłem mu w oczy śmiechem. Dopiero on mi zaczął tłomaczyć... oho! Franek, to mądra sztuka... Powiada: nie trzeba nam pieniędzy wiele, aby na okręt się dostać — tam się zgodzimy do pracy, do posługi — jeść dadzą i zawiozą na drugi koniec świata. Słusznie mówi — nie darmo tyle książek prze-