Strona:Karolina Szaniawska - Teatr dla dzieci.djvu/213

Ta strona została skorygowana.
Alfredek (n. s.).

Daj to Boże!

Adaś (do Frania).

Uspokój się. Ja tylko prosiłem stróża, aby mi pożyczył młotka.

Franio (zdziwiony).

Młotka? Do czegoż ci potrzebny młotek?

Adaś.

Wczoraj, będąc u wuja, słyszałem, jak dawał stróżowi pozwolenie na wyjazd... Zaraz mi przyszło do głowy, czy nie byłoby dobrze, ukryć się w jego mieszkaniu przez te kilka godzin, bo mówiłeś, że dopiero jak się ściemni wyruszymy. Ponieważ w nocy spać nie mogłem, rozmyślałem całemi godzinami, jak to urządzić.

Alfredek.

O, i ja nie spałem! (po chwili) Było mi tak smutno.

Franio (dopiero teraz go spostrzega).

Ten malec!... E — z takimi się wdawać...

Adaś

Ręczę za niego jak za siebie. (uroczyście). To dzielna dusza!

Franio (krzywi się i kręci głową z niedowierzaniem).

No! no!