był list. Nie był to tylko szczęśliwy przypadek, albowiem wszystkie księgi otwierają się najczęściej w tem miejscu, gdzie założone są listami.
Spełniwszy swój obowiązek, uciekłem na kanapę i wtuliłem się w kącik. Nie sądźcie, żem się nastraszył łoskotu upadającego fotela, aczkolwiek taki stukot niejednego mógł przerazić. Ja jednak schowałem się dlatego, że uważałem, iż nie wypada po spełnieniu godnego czynu domagać się zaraz nagrody i uznania.
Pani przełożona, pożegnawszy w chwilę potem radę pedagogiczną, weszła do pokoju i zwróciła oczy na przewrócony fotel.
Nagle, spojrzawszy na księgę i zobaczywszy żółty, mały list na białych, wielkich kartach, załamała ręce i przyłożyła splecione palce do twarzy.
— List! — zawołała przerażona, ale zarazem ogromnie ucieszona.
Podniosła list z ziemi i podeszła z nim do lampy.
Tak jest! To był ten sam, którego od roku daremnie szukała! Wielkie fioletowe litery upewniały ją znowu, że staruszka poleca swym spadkobiercom czuwanie nad rozwojem szkoły.
Podjęła fotel i księgę, ustawiła wszystko na dawnem miejscu, poczem zamyśliła się i przeszła kilka razy po pokoju. Namyślała się dość długo, wreszcie zadzwoniła na Franię, a gdy ta ukazała się we drzwiach, rozkazała:
— Idź do panny Jadzi i poproś, aby tu zaraz przyszła z Misią. Powiedz, że ja bardzo proszę, aby nie zwlekały, bo mam im coś ważnego do powiedzenia.
Jakoż niebawem nadeszły obie. Były smutne i miały czerwone od płaczu powieki. Przypuszczały zapewne, że nadchodzi chwila, w której pani obwieści Misi wyrok wydalenia.
Pani jednak, trzymając wciąż list w ręku, uśmiechnęła się do nich po przyjacielsku:
— Usiądźcie, moje dzieci, i posłuchajcie — rzekła, przysuwając dwa krzesełka do swego fotela. — Stała się rzecz dziwna, w pewnej mierze nawet bardzo przykra, ale po namyśle same zrozumiecie, że zmieni się niebawem w podwójnie radosną: oto najpierw dlatego, że dzięki niej mogę naprawić błąd, który popełniłam, powtóre dlatego, że sprawa pomocy dla naszej szkoły, której nam gwałtownie potrzeba, zdaje się, wkracza na dobre tory. Panno Jadziu... list staruszki znalazł się!
Strona:Kazimierz Rosinkiewicz - Inspektor Mruczek.djvu/66
Ta strona została uwierzytelniona.