Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/254

Ta strona została uwierzytelniona.

krzyknął Szczur bardzo podniecony. — Co ty mówisz? To ty nic nie wiesz?
— Nie wiem czego? — spytał Ropuch blednąc. — Dalej, Szczurku! Mów prędzej! Nie oszczędzaj mnie! Czego nie wiem?
— Czy ty chcesz powiedzieć — wrzasnął Szczur, bijąc piąstką w stół — że nic nie słyszałeś o Łasicach i Tchórzach?
— Co, o mieszkańcach Puszczy? — przerwał Ropuch drżąc na całym ciele. — Nic nie słyszałem! Cóż oni zrobili?
— I o tym jak te zwierzęta opanowały „Ropuszy Dwór”? — ciągnął Szczur dalej.
Ropuch oparł łokcie na stole, brodę położył na łapach, a w każdym jego oku zebrała się duża łza; łzy spłynęły i padły na stół: kap! kap!
— Mów dalej, Szczurku — szepnął po chwili — powiedz mi wszystko. Najgorsze już przeszło. Jestem znów zwierzęciem, mogę znieść wiele.
— Gdy ty — wpadłeś w tę — tę — twoją biedę — podjął Szczur wolno i z naciskiem. — To znaczy — gdy — zniknąłeś z towarzystwa, z powodu nieporozumień o tę — tę maszynę, co to wiesz.
Ropuch skinął łebkiem.
— Dużo się o tym oczywiście mówiło — ciągnął dalej Szczur — nie tylko na Wybrzeżu ale i w Puszczy. Zwierzęta — jak to zwykle bywa — podzieliły się na dwa obozy. Wybrzeżowcy wzięli twoją stronę, uznali