Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/275

Ta strona została uwierzytelniona.

nym i spokojnym — widzę że masz więcej rozumu w małym palcu, niż niektóre zwierzęta w całym swym tłustym cielsku. Doskonale się spisałeś. Zaczynam pokładać w tobie wielkie nadzieje, zacny Krecie, mądry Krecie!
Ropuch poprostu wściekał się z zazdrości, tymbardziej że nie mógł w żaden sposób zmiarkować, co Kret zrobił mądrego; lecz na jego szczęście, nim zdołał okazać swój zły humor, lub narazić się na sarkazmy Borsuka, zadzwoniono na drugie śniadanie.
Był to posiłek skromny lecz solidny, składał się z boczku, fasoli i budyniu z makaronu. Po skończonym jedzeniu Borsuk usadowił się na fotelu i powiedział:
— Mamy już pracę obmyśloną na dzisiejszą noc, a pewno zrobi się bardzo późno nim ją wykonamy; więc zdrzemnę się trochę póki to możliwe.
Przysłonił pyszczek chustką i niebawem zachrapał.
Niespokojny i pracowity Szczur wrócił natychmiast do przygotowań i zaczął biegać od jednego stosu do drugiego, mrucząc:
— Pasek — dla — Szczura, pasek — dla — Kreta, pasek — dla — Ropucha, pasek — dla — Borsuka.
I tak dalej przy każdej nowej sztuce ekwipunku, a wydostawał coraz to inne rzeczy.
Kret wziął Ropucha pod łapę, wyprowadził na świeże powietrze, usadowił go na trzcinowym fotelu i kazał mu opowiadać wszystkie jego przygody od początku do końca. Ropuch nie dał się prosić. Kret słu-