Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/111

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie frasujcie się, matko, wykarczuje się i będzie śliczna nowina. Od czasu, kiedy odebrałem list od was z opisaniem, jak nasza kolonia wygląda...
— To Hanusia, poczciwota, pisała, ja tylko podpis swój położyłam.
— Ja jej pismo od pierwszego spojrzenia poznałem i wypowiedzieć nie mogę, jak wdzięczny jej jestem za te listy. Otóż, matko, gdym wyczytał, jak tu jest i co jest, tom wciąż tylko myślał, jak przystąpić do pracy, jak co urządzić, jakie budynki stawiać. Mieszkalibyście już, matusiu, we własnym domu, w wygodzie, ale nieszczęście się stało, musiałem leżeć tak długo... Trudno, taka była wola Boża. Przez cały czas w szpitalu was tylko miałem na myśli; nieraz przymknąłem oczy i zdawało mi się, że jestem tu, że widzę moją kochaną matkę, dobrych ludzi... Hanusię...
Staruszka westchnęła.
— No, matko droga, nie gniewajcie się, ja już pójdę. Trzeba znajomych przywitać, każdemu dobre słowo powiedzieć; kilka lat nie widziałem swojaków i znajomych. Po drugie, trzeba siedzibę na zimę obmyśleć,