Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/112

Ta strona została uwierzytelniona.

w tej budzie ciężkoby było wytrzymać. Widzę domy nowe i wielkie, toż może który sąsiad jednę izdebkę nam odstąpi, a dobytek do swoich zabudowań przyjmie. Odkładać nie można, bo mrozy mogą zaskoczyć, śnieg spadnie i wtenczas będzie nierychło...
— Ha, prawda i to, dobrze mówisz, idźże tedy, a długo nie baw, prędko wracaj, bo chciałabym napatrzeć się na ciebie, mój synku.
Janek zabrał się do wyjścia; ubrany był skromnie, ale czyściutko, w szczelnie opiętym surducie wydawał się jeszcze wysmuklejszym, niż był w istocie. Twarz jego o rysach regularnych, spójrzenie śmiałe i bystre, skromność w ułożeniu, jednały mu odrazu sympatyę. Wyglądał trochę mizernie, a gęsto puszczający się zarost dodawał mu powagi.
Przedewszystkiem poszedł do Wincentego. Stary szlachcic siedział przy stole zamyślony, żona jego kręciła się po stancyi, Hanusia tylko co przybiegła z drugiej izby z jakiemś zapytaniem do babki. Przybiegła widać od roboty, od komina, z rumieńcami na twarzy, z rękami obnażonemi po łokcie. Je-