Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/118

Ta strona została uwierzytelniona.

nika; dwoje ich tylko, bezdzietni, a domisko mają duże; jednę połowę chętnie wam oddadzą, a i w budynkach dobytek wasz pomieszczą. Toć i tegoroczny zbiór z pola, ile na waszą część przypadło, Dominik do swojej stodoły na przechowanie zabrał.
— Aby do lata, wszystko do porządku doprowadzę.
— Daj ci Boże!
Hanusia weszła do izby, uspokojona już trochę.
— Dziękuję — rzekła — za książeczkę. Jeszcze, jak żyję, tak pięknej nie widziałam. Zawsze, modląc się, wspomnę o...
— O kim? — zapytał żartobliwie Wincenty.
— O panu Janie — szepnęła zarumieniona.
— Słyszałaś, że pana za drzwiami zostawił i nie chce do nas go wpuszczać, niechże ma, jak chce, po dawnemu.
— Owszem, dziadziu, i ja tak myślałam, tylko że mi śmiałości brakło... Trzy lata Jasia nie było. A babcia — dodała dziewczyna, chcąc zmienić przedmiot rozmowy — bardzo z obrazu kontenta. Święta Katarzyna na nim, prawda?