Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/119

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak.
— Patronka jej — wtrącił Wincenty.
— Ja też umyślnie taki kupiłem.
— Babcia teraz gwoździa szuka, bo nie chce, ażeby taki śliczny obraz leżał na stole.
— To prawda — rzekł Wincenty — nie godzi się, gwóźdź znajdziesz w szufladzie, w stoliku, weź młotek i przybij.
— Ja pomogę — odezwał się Janek — proszę tylko pokazać, gdzie ma obraz wisieć.
— Oto na tej ścianie, żeby kto wejdzie, zaraz ze drzwi mógł widzieć.
Janek wziął młotek, gwóźdź wbił i obraz zawiesił. Wszyscy uznali, że przyozdabia stancyę doskonale.
Janek pożegnał Wincentego i jego żonę, chociaż zapraszano go, żeby został. Hanusia na samem odchodnem szepnęła:
— Będę dziś u was.
Wprost ztamtąd udał się do Dominika. Ten szlachcic, mający przydomek Paliwoda, po dziadku podobno, gdyż sam bynajmniej na taki tytuł nie zasługiwał, był to człowieczek niedużego wzrostu, trochę przygarbiony, szczupły, twarz miał wygoloną sta-