Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/123

Ta strona została uwierzytelniona.

wiedzin... Ależ odmienił się Janek, taki panicz teraz, światowy, elegancki, niech się Talarowszczak schowa, choć na siwym koniu jeździ i po miasteczkach cuduje... Janek pewnie wie, że Talar folwark kupił, niby razem z nami, ale folwark dla siebie.
— Wiem, matka mówiła.
— Okrutnie dmie.
— A niechże sobie dmie, moja Weronisiu, niech dmie, jak cztery miechy kowalskie, bylebym ja głodny nie był, a przy twoim pośpiechu, to się nam z pewnością cygany przyśnią.
— Zaraz, zaraz wszystko będzie.
— I o tem, kobieto, wiedz, że trzeba na drugiej stronie stancyę wyporządzić, bo pani Józefowa z synem do nas na pokomorne tymczasowo przechodzi.
— A doskonale! To się cieszę, będę miała dobrą sąsiadkę. Porozmawiajcie tu sobie, a ja się zakrzątnę.
— Panie Dominiku — rzekł Janek — ja odejść muszę, za poczęstunek dziękuję, zostałbym, ale czasu nie mam...
Szlachcic kocim ruchem do drzwi przyskoczył i klucz w zamku przekręcił.