Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/126

Ta strona została uwierzytelniona.

dachem mieszkać będziemy, a wieczory długie nadchodzą — siła ci rzeczy opowiem, bo szkoda, żeby to zginęło. Ty zaś, jak ci głowa pobieleje, wnukom swoim to wszystko powtórzysz, niech gniazdo szanują... Właśnie... aha! jest Weronisia!
— Odsuń-no się, Dominiku, toć stół nakryję — rzekła szlachcianka.
— Nakryj, nakryj, kochanie. Wiesz Jasiu, że takiej kobiety, jak moja Weronisia, w świecie szukać. Ona, jak się rozchodzi, to tak idzie, że z pod serca odda. Tylko że nie codzień u nas święto...
— Ot, daj pokój, zamiast co niepotrzebnego mówić, na gościa uważaj, weź flaszkę do garści i przepij, jak się należy.
— Weronisiu, słowa twoje święte, a gorzałka z piołunem. Umocz-no i ty dziobek, moja mąkolągwo, nie zaszkodzi. Janek, wędrując po świecie, pewnie lepsze trunki pijał i lepsze smakołyki jadał.
— Nie bardzo...
— Insze narody przemyślne, a najbardziej Niemcy.
— Tak, jak wszyscy ludzie, pracowitsi tylko.