Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/128

Ta strona została uwierzytelniona.

i jako się rzekło, ja, byliśmy do pomocy. Nie ma z czego próżnej chwały szukać, ale ktoby tę naszą kompanię chciał w pole wyprowadzić, musiałby bardzo rano wstać.
— Co prawda, to nie grzech — wtrąciła Weronika — znawcy są...
— Gniazdo takie, Janku, uważaj zawsze na gniazdo. Czasem trafiają się odmieńce, ale...
— Panie Dominiku — przerwał Janek — ja myślę, że tu będzie lepiej, aniżeli w Sakowie.
— W Bogu miłosiernym nadzieja — i mnie się zdaje, że lepiej.
— Grunta dużo — wtrąciła Weronika — i niezgorszy. Tegoroczny zbiór, choć z niedbałego siewu, bo dzierżawca ostatni rok dosiadywał, jednak zły nie był. Podzieliliśmy się plonem i stodoły, chwalić Boga, nie puste.
— Siano na podziw — dodał Dominik — dawno już takiego nie widziałem. Żydzi na centnary chcą zabierać, choćby dziś, byle im tylko sprzedać, ale nikomu nie pilno.
— Ja powiadam — rzekła Weronika — trzy-