Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/135

Ta strona została uwierzytelniona.

— Brzydko! Czerwony na twarzy, a oczy ma takie, jakby mu się spać chciało.
— Może i śpiący był.
— Nie wiem, może. Podobno w domu rzadko kiedy bywa, tylko po zabawach precz lata. Tak przynajmniej mówią.
— A niech go tam, moja droga, co nam do niego, albo jemu do nas; on swoim dworem, my swoim.
— Onegdaj znów u nas był.
— Po co?
— Zamówił się do dziadka, że niby potrzebę jakąś ma, że chciałby się rozmówić; ot, plótł coś, a jedno drugiego nie trzymało się...
— Rozmawiał z tobą?
— Akurat! Schowałam się umyślnie. Dziadka w domu nie było, zaś babkę zęby bolały i choćby chciała, to rozmawiać nie mogła. Posiedział chwilę i odjechał, ale zapowiedział, że w tych dniach znowuż będzie. Nie ma nic do roboty i włóczy się tylko, utrapieniec, na kłopot ludziom...
Hanusia powiedziała prawdę. Adamek sprawiał duży kłopot ludziom, przedewszystkiem własnej swej matce, gdyż ojciec rzadkim