Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/153

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tylko nie wysoko, nie wysoko! — ostrzegał Ździebełko, mówiąc niby do całego towarzystwa, a mając na myśli Adasia — ja lubię grać dla przyjemności, ale brzydzę się wszelkim hazardem. Zaczniemy od dziesiąteczki — zakonkludował, kładąc na stole grubą, miedzianą monetę.
— Zdrowie fortuny! — krzyknął właściciel kart.
— Nie pleć głupstw! — odezwał się jego sąsiad — Fortuna nigdy nie choruje i jest zdrowa bez twoich życzeń, oto lepiej wypijmy zdrowie dam, a ponieważ tu nie ma żadnej, przeto zdrowie tej, o której nic wam nie umiem powiedzieć.
— A coż to za jedna?
— Spytajcie dziedzica, on będzie wiedział najlepiej.
— Dziedzicu, no, dziedzicu, słyszy dziedzic?
— Czego chcecie?
— Godzi się powiedzieć przyjaciołom, co to za jedna?
— Ale jaka? Która?
— Wiemy tylko tyle, że jest śliczna i że