Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/16

Ta strona została uwierzytelniona.

latywał aromatyczny zapach skoszonego siana, wiatr zaczął wiać od rzeki i niósł chłód, tak bardzo upragniony po całodziennym skwarze i spiekocie. Na szerokiej przestrzeni pod lasem, wśród pni niewykarczowanych, bieliły się świeżo obrobione belki, czerwieniły cegły, gdzieniegdzie wznosiły się żórawie tylko co wykopanych studzien, szałasy sklecone naprędce z desek i gałęzi, widać było kilka grubych klonów na wysokich kozłach.
Ludzie mijali się wśród tego obozowiska, krowy kołatały klekotkami, kilkanaście koni spętanych pasło się na ugorze.
Tu i owdzie rozpalone ogniska płonęły, a nad niemi białe słupy dymu wznosiły się ku górze. Słychać było oddalony gwar, śmiech goniących się dzieci i donośny dwięczny głos dziewczyny, śpiewającej o «ptaszku krogulaszku, co wysoko lata.»
Icek przypatrywał się bacznie temu widokowi i nie mógł zrozumieć, co się w dolinie dzieje.
— To cygany? — zapytał chłopa i nie czekając odpowiedzi, dodał: — Zkąd się wzięło