Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/161

Ta strona została uwierzytelniona.

Ździebełko rozdzielił ich.
— Tfu! — zawołał — do czego taka zabawa! Zamiast grać przyzwoicie, robicie kłótnie i awantury. O co? po jakiego licha?
— Ja go przekonam! — wołał zaperzony Adam — ja go muszę przekonać. Nie dziś, to jutro, nie jutro, to za miesiąc, ale przekonam, a wtenczas powiem mu, że jest błazen!
— Panowie, panowie! — mitygował Telesfor — wszystko dobre, ale nie mówcie sobie po imieniu, bo to zagrubo. Kto trzyma bank?
— Ja trzymam!
— To niechże się raz zacznie.
— Owszem, owszem...
Zaczęli grać, ale tym razem fortuna była bardziej stanowczą. Adam przegrywał, pieniądze przechodziły do bruneta; jeden, drugi, trzeci poniter odpadł, zostali tylko ci dwaj przeciwnicy.
Pomimo znaków ostrzegających ze strony Telesfora, pomimo silnego trącania, Talarowski grać nie przestawał dotąd, dopóki nie przegrał ostatniego rubla.