Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/162

Ta strona została uwierzytelniona.

Brunet zgarnął pieniądze i schował je do pugilaresu.
— Grasz na kredyt? — zapytał Adam.
— Nie.
— No, to idź do...
— Pójdę do domu — odrzekł brunet i wyniósł się ze zdobyczą czemprędzej.
Adamowi tchu zabrakło. Uderzył pięścią w okno, drobne szybki wypadły z brzękiem.
— Co pan wyrabia? co pan wyrabia? — zawołał Jojna, wbiegając do stancyi.
— Chłodzę się, bo mi gorąco, a ty mi w drogę nie właź, bo będzie ci ciepło.
Jojna przestraszony uciekł i zamknął się na klucz w wielkiej sali. Ździebełko próbował uspokoić swego młodego przyjaciela.
— Kochany Adasiu — przemawiał łagodnie — odemnie możesz przyjąć parę słów prawdy. Narobiłeś dziś masę głupstw.
— To co? Wolno mi...
— Wolno, wolno, nie przeczę; wszystko ci wolno, ale nie wszystko wypada. Są takie rzeczy, co apropo i takie, co nie apropo. Naprzód niepotrzebna była ta kłótnia.
— On mnie zawsze wyzywa, on mi zawsze dogaduje, chce okazywać swoją wyż-