Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/163

Ta strona została uwierzytelniona.

szość. Jaką? Igra, igra, ale też doigra się kiedyś.
— Ty na niego pluń i nie zważaj. Z tą dziewczyną także wyjechałeś niepotrzebnie, zakładanie się nie miało żadnego sensu.
— A ja swoją drogą zakład trzymam!
— To głupstwo, Adasiu, powtarzam ci, że to, z pomiędzy wielkich, może największe głupstwo. Ja, naprzykład, choćbym nawet proces wygrał, to jeszcze nie puszczałbym się na takie awantury.
— Wolna wola.
— Takie interesa są niebezpieczne. Zawsze znajdzie się jakiś ojciec, brat, swat, wujaszek...
— No, i co?
— Awantura gotowa.
— Zapozwą mnie?
— To swoją drogą, ale i obić mogą, i bywały już takie zdarzenia. Ja sam, w moich wędrówkach po świecie...
— Et, dałbyś pokój — odrzekł zniecierpliwiony.
— Źle, Adasiu, bardzo źle! Ostrzegałem cię, żebyś nie grał — grałeś; prosiłem, żebyś wstał od stołu z pieniędzmi — wstałeś bez