Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/177

Ta strona została uwierzytelniona.

żeby wszystko, co najlepsze, miał pod ręką. Że był niewielkiego wzrostu, więc zniknął prawie za górą kiełbas, nastroszonych na misie.
Wątorek, który z przeciwnej strony stołu usiadł, dogadywał:
— A gdzież to kochany Dominik, gdzie wielki orator nasz?
— Jestem, jestem! — odezwał się Paliwoda — jestem za górą, z której, poczekawszy trochę, dolina się zrobi.
— Sąsiedzi kochani i przyjaciele, proszę — mówił Wincenty. — Gorzałki, kto chce, w ręce Dominika.
— W ręce Franciszka.
— Kolejką!
— Tak, kolejką, po porządku, za słońcem, od wschodu do zachodu, jak to jasne słoneczko chodzi, tak i kieliszek pomiędzy nas niech idzie.
— Właśnie podług obyczaju.
— A z powrotem od zachodu znów — wtrącił Wątorek.
— Gadanie nieporządne i sprzeczność niepotrzebna — rzekł Paliwoda — na porządku świat stoi, a choćby się nawet kto upił, byle