Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/192

Ta strona została uwierzytelniona.

— Prawda. Wincentego szanuję, jak ojca, lecz to do zabawy nie ma nic.
— A pannę Hanusię?
Janek spojrzał na niego zdziwiony i rzekł:
— Mój panie, co panu do tego?
— Tak? Może i do tego; ja ją także mogę... szanować.
— Gdyby było inaczej — odrzekł Janek nader flegmatycznie i spokojnie — to miałbyś pan ze mną do czynienia.
— Proszę!... I cóżbyś mi pan zrobił, mój panie?
— Połamałbym panu wszystkie kości — odpowiedział Janek tym samym, spokojnym tonem, ale w oczach jego malowało się tyle prawdziwie męskiej, pewnej siebie siły i takie postanowienie niewzruszone i niezłomne, że Adam mimowoli zerwał się z ławki i odskoczył, mruknąwszy przez zęby:
— Spotkamy się jeszcze kiedy, panie młynarzu...
— Owszem, z wielką chęcią, panie dziedzicu...
Świadkami tej rozmowy było kilku młodych ludzi; otoczyli oni Janka i wcale niedwuznacznie zaczęli wyrażać oburzenie swoje