Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/20

Ta strona została uwierzytelniona.

sem drożej, czasem taniej, jak do skrzynki. Różne szkło bywa.
— Ile zaplacil Icek ostatni skrzynka?
— Ach, pan chce, żebym ja to miał pamiętać. Zapisane jest u mnie w książce, ale ja nie mam jej z sobą, ona w domu. Zresztą ja sam tego szkła nie kupowałem.
— A kto?
— Moja żona. Oj, to jest jedyna kobieta do szkła! Jej ojciec też wielki znawca był na szkło.
— Szklarz?
— Nie, szynkarz. Alboż to nie szklarstwo? Szklarstwo, tylko wilgotne trochę, dobry fach.
Wóz toczył się szybko po pochyłości, koń, nie dręczony już przez muchy, biegł raźno; może go nęcił zapach świeżo skoszonego siana i nadzieja odpoczynku po ciężkiej drodze i dniu upalnym, dość, że Mikołaj musiał pilnie trzymać za lejce, aby tamować pośpiech.
— A dy nie leć, zatracony! — wołał — nie pali się, nie pilno...
Ickowi było bardzo pilno. Czuł on geszeft