Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/216

Ta strona została uwierzytelniona.

krótką odpowiedź — rzekł Icek, uśmiechając się złośliwie.
— Nie wiem, nie wiem! — powtarzał młody człowiek — daj czas, kilka dni, tydzień, przecież się coś obmyśli. Może matka mi da, może...
— To całe szczęście, że ja za pana myślę i że ja coś wiem.
— Co?
— Owszem, niech matka da, bardzo dobrze; to będzie na procent, a na kapitał pan się musi ożenić.
— Co?
— Ożenić się pan musi na kapitał, i to w prędkim czasie, inaczej będzie pan miał gorzkie życie. Tu nie ma co namyślać się, trzeba, ja pana proszę, ja panu każę.
— Zdaje ci się, że to łatwo.
— Śmieszne rzeczy pan powiada; no, no, żeby wszystkie interesa były tylko takie trudne! Wielka rzecz ożenienie, trzeba tylko kawałek kawalera, trochę panny, cokolwiek posagu i już jest ożenienie! Czy ja mam to panu tłómaczyć, no, no, pan-by jeszcze mnie nauczył.
— Nie mam nic upatrzonego w tej chwili.