Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/22

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niech będzie pochwalony!... — rzekł Mikołaj.
— Na wieki! — odpowiedziało kilkadziesiąt głosów. — A, to pan Szulc!
— Pan Szulc! Witamy, witamy!
— Jo, ja Szulc — odrzekł Niemiec, z wozu schodząc. — Gdzie pan Wincenty?
— Zaraz nadejdzie. O, idzie już!
Zbliżył się do Niemca człowiek wysoki, poważny, z białemi wąsami i takąż głową.
— Pan Wincenty?
— Jestem, jestem. Dobrze żeście przyjechali, panie Szulc, zaraz możemy zacząć mowę... o robocie.
— O pan Wincenty, ne, ne! Ja aber nie kot, żebym po nocy widzial. Jutro jak świt robota, a teraz...
— Cóż teraz?
— Ja mial swój sznaps i swoja wurst; pan kazal gotować kartofel, ja zaraz jeść i spać.
— Schowajcie sobie, panie majstrze, wasz sznaps i co tam powiadacie; skoro jesteście u nas, nasze będziecie pili i jedli; taki tu obyczaj się praktykuje.
— No, gut...