Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/222

Ta strona została uwierzytelniona.

sposobności przepowiadała mu najświetniejszą przyszłość.
Nie chciał się wyrzec dziewczyny, dla której musiałby tę przez matkę wymarzoną przyszłość utracić; żal mu również było przyszłości owej, która go od Hanusi oddalała. Chciał mieć jedno i drugie i na skutek tego najdziwaczniejsze myśli przychodziły mu do głowy.
Raz zwierzył się przed swoim mentorem z miotających nim uczuć.
— Pomóż mi pan — mówił — bo mnie szaleństwo ogarnia; pomóż, jeżeliś przyjaciel.
— A cóż mam zrobić?
— Z wieczora, pocichu, bez dzwonków, zajedziemy saneczkami we dwóch...
— No i co?
— Zaczaim się, pochwycim, na kolej, do Warszawy, w świat i niech się dzieje, co chce! Wybierzem się dziś, albo jutro. Pieniądze mieć będę...
Ździebełko odpowiedział flegmatycznie:
— Adasiu, serce, wiesz, jak cię szczerze kocham; pić mogę z tobą, ile tylko chcesz, grać w karty, czy w bilard, choćby trzy doby z rzędu, mogę ci być przewodnikiem