Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/234

Ta strona została uwierzytelniona.

— A dlaczegóż nie?
— Co ojciec powie? Może jemu nie będzie po myśli taka synowa.
— Bądź spokojny, ja mu wytłómaczę. Sam pojedzie i Wincentego poprosi, a ty się, dziecko, nie frasuj...
— Matko! — szepnął Adam nieśmiało.
— A co, kochanie?
— Koszt będzie. Trzebaby i ubrania nowego i prezent jaki dla panny...
— A ty, nieboraczku, pewnie pieniędzy nie masz?
— Zkąd? Ojciec nie daje, a to, co od was, matko, wyszło już dawno. Muszę przecie żyć w świecie, znajomości mam porządne.
— Jużcić prawda.
— A to wszystko kosztuje...
— Oj, kosztuje, kosztuje i grosz okrągły toczy się... Wydać łatwo, a zebrać trudno — dodała z westchnieniem.
— To jakże będzie?
— Musi jakoś być; zaczekaj, zajrzę ja do skrzyni, może tam jeszcze jaki grosik się znajdzie.