Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/238

Ta strona została uwierzytelniona.

siał się każdy nad niemi zadumać i zastanowić.
Najmniej do opowiadania skłonnym był Janek, ale gdy go wyciągnęto na słowo, to mówił, z początku nieśmiało i powoli, ale stopniowo coraz żywiej; zapalał się nawet.
Opowiadał zaś o ludziach i rzeczach nieznanych nawet ze słyszenia mieszkańcom wioski, o dużych miastach, gdzie narodu jak mrowia, gdzie gmachy wielkie, jak kościoły, a liczba ich niezmierna, gdzie ulice równe i gładkie, gdzie nocami widno jak w dzień od gazowych latarni, od oświetlonych lampami okien sklepowych.
Jest tam co widzieć i czemu się napatrzeć i czego się nauczyć, jest dość dobrego i złego i bogactwa i nędzy i pięknych rzeczy i brzydkich.
To znów o zagranicznych ludziach opowiadał, o zwyczajach, jakie mają, o tem, w jakich zamieszkują domach, jak się ubierają, co jedzą.
Umiał przytem wykazać, co w ich obyczajach jest dobre, a co złe i coby warto u nas naśladować.