Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/24

Ta strona została uwierzytelniona.

— A no, gdzie dom, tam i okna potrzebne.
— Ja mogę, choćby zaraz.
— Powoli, do jutra, pogadamy... Będziesz nocował?
— Ojoj!...
— Ale czem cię pożywić?
— O co kłopot? Chleb mam swój, a jeżeli państwo dacie kieliszek gorzałki, to będzie bardzo fajn kolacya.
— Dobrze.
— Jutro o tem szkle?
— Jutro... Teraz noc krótka, a snu potrzeba.
Przed największym szałasem, na dwóch beczkach położono deskę i na tym improwizowanym stole zastawiono jedzenie. Zasiadła przy nim rodzina Wincentego, Szulc, zaproszono też Mikołaja.
Rozmowa nie szła, wszyscy byli senni.
Icek między szałasami myszkował, usiłując wybadywać, stosunek jakiś zawiązać, ale zbywano go krótko. Po całodziennej ciężkiej pracy ochoty do gawędy nie ma, oczy się kleją, głowy szukają oparcia, wyczerpa-