Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/267

Ta strona została uwierzytelniona.

sukcesyę rękę już wyciąga, a zarazem, że ze wszystkich interesów na świecie najgorsze są interesa z młodymi ludźmi, nie mającymi jeszcze ustalonych przekonań.
Swoją drogą interes przyszedł do skutku; na drugi dzień w miasteczku, w zajeździe Jojny, kapitaliści wypłacili pożyczkę.
Adam chciał dla przyjaciół swych śniadanie urządzić, ale Ździebełko wytłómaczył mu, że tego robić nie należy dla kilku przyczyn: raz, że żałoba po ojcu nie pozwala na hulanki; powtóre, że przyjaciele mogliby dawać złe rady i podsuwać projekta, nie mające sensu, a nareszcie, że towarzystwo, dobre w swoim czasie dla młodzieńca o nieokreślonem stanowisku, żadną miarą nie może być odpowiednie dla posiadacza majątku ziemskiego i kapitałów.
Wobec tych racyj powrócono do domu zaraz po ukończeniu interesu z Ickiem.
Nazajutrz trzy dzielne kasztany, zaprzężone do wygodnych sani, unosiły Adama i Ździebełkę do stacyi drogi żelaznej, zkąd mieli siłą pary udać się do miasta gubernialnego i dalej, do Warszawy, w świat.