Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/274

Ta strona została uwierzytelniona.

śliłem ja sobie, żebyś miała męża statecznego, uczciwego i bogatego.
Dziewczyna drgnęła.
— Dziadziu, ja bogatego nie chcę, z twojej łaski mam dosyć.
— Czekaj, jużem takiego upatrzył.
— O mój Boże! Dlaczego, dlaczego, dziadziu, chcecie mnie z domu wyrzucić, co ja wam tu przeszkadzam, czem zawiniłam? Dziaduniu, sługą wolę być u was, niż u bogatego męża żoną! Ja na niego patrzeć nie mogę.
— Dziwna rzecz — rzekł Wincenty — a mnie się zdawało, że ciebie ciągnie serce do niego.
— A o kim dziadzio mówi?
— O Janku, synu Józefowej...
Hanusia zarumieniła się jak wiśnia, tchu jej w piersiach zabrakło, zdołała tylko szepnąć:
— Alboż on bogaty?
— Bogaty, bo robotnik wielki, a chętny i nie bojący się ciężaru. Przed takimi świat otworem, a bogactwo samo do takiego idzie. Smutno mi, Hanusiu, że nie miły ci ten chłopiec. Umarłbym spokojnie, widząc cię jego