Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/278

Ta strona została uwierzytelniona.

Na wzgórzu wykarczowanem, bujnem zbożem pokrytem, na miejscu dawnej budy, stoi ładny domek, o dużych oknach z okiennicami, z gankiem; przy domu świeżo założony ogródek, opodal wiatrak macha skrzydłami i miele ziarno, które ciągle z kolonii, z okolicznych wsi zwożą.
W domu mieszka dwoje ludzi szczęśliwych, a właściwie troje, bo i matka, która nacieszyć się synem i synową nie może.
Wincentego Pan Jezus jeszcze nie powołał do siebie. Chodzi dziadowina przygarbiony, ale rzeźki dość i przytomny. Najmilsza dla niego zabawa: pójść do wnuczki, usiąść w czyściutkiej stancyi, patrzeć na krzątaninę młodej gosposi, słuchać jej wesołego szczebiotu.
Często przychodzą staruszkowie oboje, częściej on sam, bo babci nogi nie służą i kijem się musi podpierać.
Na koloniach praca idzie zwykłym trybem i życie zwyczajną koleją; szlachta orze, sieje, zbiera, procesuje się, bo już bez tego obejść się nie może. Zawsze wynikają jakieś spory sąsiedzkie, których inaczej załatwić nie można, jak tylko przed kratką. Tak by-