Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/38

Ta strona została uwierzytelniona.

dów, albo do miasta się wyniosę; ale ja mam takie przeczucie, że on przyjdzie, przyjdzie do ziemi swojej własnej, do matki rodzonej, przyjdzie i do...
— Do kogo jeszcze? — spytała z uśmiechem.
— Wiesz ty dobrze... Ale, bodajże... Jakaż pamięć moja! Od wczoraj wypatruję ciebie, chciałam już iść do was, a zobaczywszy cię, zapomniałam! Oj, głowa, głowa! I ty chcesz, żebym ja swoim rozumem dom synowi stawiała! Toż ja mam list.
— List?
— Wątorek Franciszek wczoraj w mieście był i z poczty mi przywiózł...
— Od kogo? — zapytała dziewczyna, a gorący rumieniec oblał jej ładną twarzyczkę.
— Od kogo? A kogóż ja mam, prócz niego na świecie? Ktoby inny do mnie mógł pisywać? Zadrżałam, gdy mi to pismo oddano. Ogarnęła mnie ciekawość i niepokój. Bóg wie, co się z chłopakiem dzieje...
— A cóż pisze, pani Józefowa kochana, cóż on pisze?
— To też, powiadam ci, Haniu, że ręce mi drżały, nogi się trzęsły podemną. Nara-