Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/39

Ta strona została uwierzytelniona.

zie nie mogłam znaleźć okularów; zdawało mi się, żem je schowała do skrzyni... Nie ma! Nareszcie znalazły się w książce do nabożeństwa. Biorę je coprędzej, chcę czytać... nie mogę, nie dojrzę... Zapłakałam gorzko. Myślałem do ciebie pójść, nie miałam siły, chciałam Frankę posłać, ale gdzież tam! Zapędziła się za krową, co się zbłąkała w lesie, a gdy wróciła, było już późno. Trzeba było do rana czekać. Właśnie chciałam powlec się do was, aż tu ciebie mi Bóg przysyła. Z radości, żeś przyszła, zapomniałam o liście. Taka to moja stara głowa, Hanusiu. Jego ja kocham i ciebie kocham; może jego więcej, bo on mi syn, a może ciebie więcej, boś ty taka serdeczna...
— Moja droga matusiu! — rzekła dziewczyna, całując pomarszczone ręce staruszki — moja droga!...
— No, masz ten list, przeczytaj mi go... Mój Boże, ja cię nauczyłam czytać, a teraz mam za to nagrodę; ja cię zawsze nazywałam mojem oczkiem — i naprawdę oko mi zastępujesz.
Dziewczyna czytała głośno:
— «Kochana matko moja! Donosiłem po-