Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/41

Ta strona została uwierzytelniona.

matko, ukłony załączam dla wszystkich dobrych znajomych i sąsiadów naszych, a najbardziej dla Hanusi. Napiszcie do mnie parę słów; dla chorego, to najlepsze lekarstwo, wiedzieć, że jest ktoś przychylny, co o nim myśli i za jego wyzdrowienie się modli. A o mnie nie bójcie się, doktór mówił, że będzie dobrze. Bywajcie zdrowi, matusiu.

Wasz przywiązany syn
Jan

— Już? — zapytała staruszka.
— Już wszystko — odrzekła Hania.
— Żeby nie tak daleko, pojechałabym do niego... pilnowałabym, nie odstępując, bez przerwy — ale taki kawał drogi za Warszawą, pod pruską granicą, gdzież sposób?
— Prawda, prawda!
— Stara, chora, niewidząca, może zamarłabym gdzie na drodze, a przecież serce wyrywa się. Rozumiesz, to Hanusiu.
— Rozumiem — odrzekła z westchnieniem — rozumiem...
Dwie duże, ciężkie łzy stoczyły się po jej twarzy, ale niedostrzegła ich zmartwiona matka. Ona nic bo nie widziała w tej chwili, tylko jakąś daleką, daleką przestrzeń,