Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/51

Ta strona została uwierzytelniona.

to z głowy, bo i twój kochany Adaś tyle rozumie po francusku, ile ja po turecku.
— Właśnie, że rozumie.
— A ty zkąd wiesz?
— Bo wiem, on jest taki zdatny, że każdą rzecz zna.
— No, no...
— Sprzeczasz się ze mną tylko dla przekory, ale sam miarkujesz, że trzeba coś zrobić.
— Może. A cóżbyś ty chciała?
— Dwór mieć swój, folwark, żeby było po pańsku.
— Alboś to nie pani na swoich śmieciach?
— A cóż mnie? Jabym tu do śmierci siedziała, ale dla dziecka. On panicz, jemu trzeba innego posiedzenia, obejścia, innej mody. Folwark kupmy.
— Gdzie go szukać? Ja nie czasowy, swego muszę pilnować.
— Już się nie frasuj, ja znajdę, a prawdę mówiąc, już znalazłam.
— Gdzie?
— Wincenty kolonistów zbiera, na wielki majątek się rzucają, akurat dla nas byłby