Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/55

Ta strona została uwierzytelniona.

ramionach, traciła wszelką swobodę ruchów w sukni, przez krawca zrobionej, żenował ją kapelusz na głowie, nabawiały kłopotu rękawiczki, a parasolki nie potrafiła otworzyć. Trudno ją było namówić do wyjazdu, jeżeli wyjazd połączony był z koniecznością ubrania się w «cudaki», tylko w niedziele i święta to czyniła, jedynie z pobożności, gdyż nie opuszczała nigdy sumy i kazania.
Synek był wielki elegant, marzył tylko o tem, ażeby się stroić, bawić i używać wszelkich przyjemności życia. Krawcy miasteczkowi nie mogli mu dogodzić ani krojem, ani gatunkiem materyału. Gniewał się na nich, przeklinał, przyrzekał, że nigdy w życiu nie da im nic do roboty, że pojedzie do Warszawy umyślnie tylko po to, aby się w elegancką garderobę zaopatrzyć — ale po niejakim czasie znowuż odwiedzał Judkę lub Abrama i nowe zamówienia robił.
Judka, człowiek doświadczony i znający stosunki swoich klientów, uśmiechał się do młodego człowieka, prosił go siedzieć, pokazywał próbki materyałów, wreszcie brał miarę.
— Ny — mówił — ja wiedziałem, że pan do