Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/60

Ta strona została uwierzytelniona.

ubranie chowała, na samem dnie, pod stosem szub, kożuchów, spódnic, płótna i drelichu własnego wyrobu, oszczędności z kobiecego gospodarstwa, przez długie lata zebrane — i kiedy tylko Adaś był smutny, kiedy użalał się na los, na niemożność zabawienia się i życia z ludźmi, głaskała go po głowie i mówiąc: nie martw się, dziecko drogie — znikała w komorze.
Po długiej chwili, gdyż niełatwo było do tak ukrytego skarbu się dostać, powracała z paczką banknotów w ręku, uradowana, uśmiechnięta, na myśl, że Adaś rozweseli się i ożywi.
Chłopak czasem dziękował rodzicielce swej za pomoc, czasem nie, wymykał się z domu natychmiast i znikał, przepadał na cały dzień, czasem i na kilka.
Gdy się Gerwazy przeprowadził na nową siedzibę, gdy zamiast cząstki czlacheckiej posiadał folwark, gdy zamieszkał we dworze, żona potrafiła mu wytłómaczyć, że Adaś, jako panicz, powinien mieć swego własnego konia i jeździć wierzchem, nie zaś trząść się na wozach lub na starej bryczce. Gerwazy z początku kręcił głową, ale