Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/81

Ta strona została uwierzytelniona.

wójnem zamknięciem. Za koloniami dopiero spostrzegłem, że go nie mam.
— Dużo w nim było?
— Nie wiele ale zawsze szkoda. Pięćdziesiąt kilka rubli.
— Pan powiada, że to nie wiele? Niejeden w całym swoim majątku nie ma tyle. To ładny grosz!
— Jak dla kogo.
— No, no, ja miarkuję. Dla pana to może znaczyć tyle, co mucha...
— Nie tak szkoda, jak niewygoda. Pomóż szukać — znaleźne dobre dam.
— A może on gdzieindziej wypadł?
— Jestem prawie pewny, że tu.
Icek pochylił się i pilnie patrzył na drogę, rozgrzebywał piasek kijem i mówił:
— Ja wiem, jaka to przykrość; sam miałem raz nieszczęście, zgubiłem kilkanaście groszy... Kto znalazł, niech je wychoruje! Kilkanaście groszy, nie majątek, ale w tamtej chwili były mi one bardzo potrzebne. Przyszedłem do domu z pustemi rękami, nie miałem co dać żonie na obiad. Może pan miarkować jakie ładne przemówienie usłyszałem. Dobrze, żem nie stracił oka! Je-