Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/9

Ta strona została uwierzytelniona.


I.

Droga szła pod górę, ciężka i piasczysta; koń stąpał powoli; z leniwie obracających się kół spadał drobny piasek.
Nad koniem unosiło się mnóstwo much, żądnych jego krwi; daremnie wstrząsał łbem, oganiał się ogonem, na białej szerści coraz przybywała smuga czerwona. Chłop usiłował odpędzić krwiożercze owady kłonicą, ale próżna robota: coraz nowe zastępy rzucały się na konia.
Po obu stronach drogi ciągnął się las, przerzedzony dosyć; zachodzące słońce napełniało go promieniami rzucanemi z ukosa, złocąc paprocie, trawę, mech, różnobarwne kwiatki leśne, czerwone poziomki. Drobne ptaszęta świegotały wśród gałęzi, dzięcioł twardym dziobem kuł sosnę.