Strona:Klemens Junosza-Na bruku.pdf/100

Ta strona została uwierzytelniona.

śpiewał teraz, a tak... Dalibóg, że mi żal. Z pana dobry facet, ale zkąd pan, u djabła, tego Hermana znasz?
— Przypadkiem, z cukierni.
— To szczególne, dalibóg szczególne!
— W czem mianowicie?
— Tak to wygląda, jakbyście z sobą beczkę soli zjedli.
— Z czego pan wnosisz?
— Dużoby o tem opowiadać; oj, panie, ładny mebel jest ten Herman, niejednego trzyma w kleszczach i jak zagra, tak trzeba skakać. Ładny kwiat!
— Pod jakim względem?
— O! pan zaraz chcesz, żeby wszystko wyłożyć jak na talerzu; dość że mebel jest ładny, powiadam, a kto się w jego łapki dostanie, ten cienko śpiewa.
Nic więcej nad to nie mógł się Kwiatkowski dowiedzieć; węglarz się upił i bezmyślnie jedno w kółko powtarzał, że Herman jest piękny mebel, że niema nic lepszego jak założyć bawaryę, i że zresztą wszystko bryndza i gips.
Po audyencyi u naczelnika, Kwiatkowski przez kilka godzin chodził po ulicach bez celu i zapewne bez świadomości. Sam nie wiedział, kiedy znalazł się w alejach Ujazdowskich i pomimo dojmującego zimna, czapkę zdjął, bo go w skroniach okrutnie paliło i doznawał takiego wrażenia, jakby mu kto czaszkę rozpaloną obręczą żelazną ściskał. Chciałby zapłakać, a nie mógł, dławiło go coś w gardle.