Strona:Klemens Junosza-Na bruku.pdf/119

Ta strona została uwierzytelniona.

— Właśnie nad tem myślę... Co to za figura ten pan Herman?
— Zdaje mi się, że ojciec mój coś o nim wie... No, nareszcie jesteśmy, dziękuję panu za dźwiganie parasola. Chodźże pan, poczekasz trochę w saloniku, a ja zaanonsuję pana. Mama wspominała wczoraj o panu. Dziwiła się, żeś tak dawno nie był.
Po chwili Zygmunt siedział w tak zwanym saloniku i przeglądał album pełne fotografij, które już widział ze sto razy. Pani Zofia ukazała się niebawem.
— Ładnie — rzekła na powitanie — siłą trzeba pana sprawadzać.
— Mnie?
— Właśnie mówiła mi Wanda, że pana przyprowadziła przemocą.
— Przemoc polegała na bardzo miłem zaproszeniu.
Podczas gdy Zygmunt rozmawiał z panią Zofią, Wanda w pracowni, zdejmując kapelusz i rękawiczki, rozmawiając jednocześnie prawie o najrozmaitszych przedmiotach, rzucała Mani w trakcie tego różne półsłówka, które ją niezmiernie zajęły... Dziwny bo sposób rozmawiania miała ta Wanda.
— Wiesz Maniu, kogo spotkałam? Zgadnij, panią tę... jakże się nazywa!... tę co to na niej wszystko źle leży, ah, Boże, co to za sekutnica. Szłam z Zygmuntem i rozmawiałam o twoim ojcu.
— O moim ojcu?
— No tak. Bałam się, żeby ta jejmość nie