Strona:Klemens Junosza-Na bruku.pdf/127

Ta strona została uwierzytelniona.



IX.

Długo nie było widać węglarza z powrotem; miał zabawić u ciotki dzień jeden, najwyżej dwa, tymczasem tydzień upłynął, a on jeszcze nie wracał. Kwiatkowski zastępował go we wszystkiem, sprzedawał węgle, brał pieniądze, sprowadzał nowe transporty z kolei i wszystko szło dobrze, bez hałasu, w porządku.
Jednego dnia, gdy siedział jak zwykle w tak zwanym kantorze, ujrzał jak z bramy na podwórko z ostrożnością wychylił się Herman. Widział, że rozmawiał ze stróżem, potem z parobkiem rozwożącym węgle i widać, że informacye otrzymał pomyślne, gdyż podniósł głowę do góry i pewnym krokiem wszedł do składu.
Ujrzawszy Kwiatkowskiego, udał zdumienie.
— Kochanego pana tu spotykam — zawołał — co za szczęśliwe zdarzenie... Co pan tu robisz? Czy wróciłeś na dawne stanowisko?
— Zastępuję czasowo nieobecnego właściciela.
— Czy chory jest?
— Wyjechał na prowincyę.
— Proszę! anim się tego spodziewał.