Strona:Klemens Junosza-Na bruku.pdf/137

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy znam, przecież to moja kuzynka, matka moja była blizko spokrewniona z Rymszami, a tę panią Helenę, ja znałem dobrze, lat temu ze dwadzieścia pięć, panną jeszcze była wówczas, wysoka, brunetka, przystojna.
— Tak, tak, wysoka ona jeszcze i dziś jest, ale już nie bardzo przystojna i nie bardzo brunetka. W południe jeszcze jej się warkocze czernią, jak je wyszuwaksuje; ale rankiem, jak ja ją widziałem w zaniedbaniu i w zmartwieniu, ma siwych włosów przynajmniej połowę. No, no, anim się spodziewał, że to pańska kuzynka i że takim sposobem ja także kuzyn pański jestem. Nie darmo też coś mnie zawsze do pana ciągnęło, miałem do pana sympatyę i żeby nie ten cygan, bylibyśmy sobie żyli w przyjaźni i zgodzie, jak Pan Bóg przykazał.
— No stało się, kochany panie, niema o czem mówić — przy pomocy Boskiej, może się i dla mnie coś znajdzie — a pan przedewszystkiem powinieneś o sobie myśleć i ratować się.
— Zawsze byłeś dobry facet, jesteś i takim pewnie zginiesz, kochany panie kuzynie — rzekł węglarz, biorąc Kwiatkowskiego za rękę, — z takim żyć można, ale nie bój się, będziemy jeszcze handlowali i pracowali razem. Herman niech nie tryumfuje, może mnie ugryźć tymczasem, ale nie zje, takich ostrych zębów dotychczas nie posiada.
— Czy pan masz jakie widoki?
— Niby mam. Ciotka powiedziała, że swoją posesyę sprzeda, i sprzeda, bo jej tam w mia-