Strona:Klemens Junosza-Na bruku.pdf/140

Ta strona została uwierzytelniona.

jedną, ale z serdelkiem... stosownie do tego, jakiemi trudnościami najeżone było zadanie.
Takie dnie Edzio do wyjątkowych zaliczał i zawsze pragnął, ażeby nauczyciel arytmetyki najtrudniejsze zagadnienia zadawał.
Potrzebnym mu był taki dochód, bo w domu matka coraz bardziej skąpiła. Od czasu przeniesienia się do Warszawy taka zmiana w niej zaszła; na wsi nie żałowała masła, tu chleb na najdrobniejsze kromeczki rozdzielała.
Skąpstwo matki wzrastało z każdym dniem i gdyby jednak Edzio pilniej obserwował, byłby zauważył niezawodnie, że matka i Mania wcale bułek nie jadły, żywiły się tylko chlebem i to bardzo oszczędnie. Nie mówiąc już o Edziu, ale każde z mniejszych dzieci jadło więcej, aniżeli matka i Mania razem. Z niezmierną też oszczędnością opalano mieszkanie, a matka tak wydzielała węgle do pieca, jakby coś bardzo osobliwego i bardzo kosztownego.
Wobec takiej oszczędności goście nie bardzo byli w tym domu pożądani, to też prawie nie bywali. Czasem zajrzała pani Zofia z Wandą, częściej sama Wanda, lecz zawsze na krótko i nie w porze herbaty, niekiedy przychodził Herman, a dwa razy był Zygmunt.
Dla tego matka wyjątkowo była uprzejmą, zapewne bowiem od pani Zofii otrzymała jakieś informacye. W takiem ciężkiem położeniu materyalnem wydać córkę za mąż, za człowieka, mającego utrzymanie i jakie takie stanowisko, było dla biednej kobiety szczytem marzeń. Przyj-