Strona:Klemens Junosza-Na bruku.pdf/150

Ta strona została uwierzytelniona.

garderoba, czy zegarek, czy buty, czy nawet używana biżuterya, albo stare butelki, ja wszystko kupuję. Mebel to mebel, lampa to lampa, a najlepiej to ja lubię garderobę...
Rzeczywiście, dowiadywał się co parę dni, co tydzień i zawsze jakąś kilkorublową tranzakcyę zrobił. Było to już całe utrzymanie Kwiatkowskich. Wszelkie poszukiwania posady lub zajęcia nie prowadziły do celu; z obietnicy naczelnika biedny człowiek już zrezygnował i nie chodził nawet dowiadywać się, bo z góry wiedział co go czeka. Węglarz ciągle obiecywał, że wielki skład założy i że wtedy da kuzynowi miejsce doskonałe, ale wykonanie projektu zależało od wielu okoliczności, a przedewszystkiem od sprzedaży domu ciotki i przeniesienia się jej do Warszawy. Na dom kupcy trafiali się, ale ciotka żądała bardzo drogo i przez to sprzedaż ulegała zwłoce.
Obiecywano, że z wiosną, jak się tylko ruch budowlany rozpocznie, będzie można prędzej zajęcie jakie dostać do kontroli materyałów, do dozoru, ale tymczasem żyć trzeba i rodzinę utrzymać. Kwiatkowski był zrozpaczony, najczarniejsze myśli przychodziły mu do głowy.
Wychodził co rano na miasto, zgłaszał się do różnych kantorów, do pośredników, wynagrodzenie obiecywał, ale wszystko napróżno.
Kiedy raz wieczorem przygnębiony po całodziennych poszukiwaniach powracał do domu, spotkał w Alejach Jerozolimskich Hermana. Ukłonił się i chciał iść dalej, nie mając zamiaru wszczynać rozmowy, ale go Herman zatrzymał.