Strona:Klemens Junosza-Na bruku.pdf/156

Ta strona została uwierzytelniona.

po dni kilka, po kilka tygodni, lecz żadna nie przypadła do gustu.
— A zkądże pan wiesz, że ona...
— Wiem napewno, bo znam wymagania. Wiem, czego tam żądają, a córka pańska warunki te posiada.
— Ależ panie.
— Słuchaj pan dobrej rady.
— Nie wiem doprawdy.
— Pensya panny Maryi, już dla całego domu waszego utrzymanie stanowić może.
— Ileż oni dają?
Herman wymienił sumę.
— Istotnie — rzekł Kwiatkowski — wynagrodzenie znaczne.
— A widzisz pan!
— Dla tego też boję się i mam pewne wątpliwości.
— Ha! paradny pan jesteś doprawdy, lękasz się tego, że dobrze płacą...
— Bo...
— Nie panie, nie przypuszczaj pan nic złego, kobieta bogata, płacić może. Ona ma gruby majątek i nie jest w stanie przeżyć swoich dochodów, bardzo więc pięknie z jej strony, że da biednej panience zarobek.
— Prawda to panie, ale bądź co bądź, mam pewne wątpliwości.
— Jakie?
— Czy mógłbym poznać tę panią?
— Owszem, nic słuszniejszego. Pójdziemy do niej razem, zobaczysz pan jaka ta godna, ja-