Strona:Klemens Junosza-Na bruku.pdf/170

Ta strona została uwierzytelniona.

czątku był moim światłym kierownikiem i przewodnikiem.
— Zapewne, zapewne, to bezwątpienia, ale widzisz młodzieńcze, nasiona rzucone padają na grunt dobry, albo na skałę. W tym wypadku na grunt dobry padło — tem więc bardziej mi przykro, że cię tracę.
— Jakto panie naczelniku?
— Nie z mojej woli, lecz z woli samego dyrektora otrzymujesz stanowisko samoistne w innym wydziale, to ci zapowiada piękną przyszłość, młodzieńcze. Już teraz masz stanowisko wcale dobre, powinienbyś pomyśleć o towarzyszce życia, ożenić się — co?
— Dotychczas nie wolno mi było o tem marzyć.
— Co innego dotychczas, co innego teraz. Teraz żenić się możesz i powinieneś, ja cię zachęcam i ośmielam cię nawet. Skromność w młodzieńcu jest dobra, ale aby nie przesadzona. Na dzisiejszem twojem stanowisku możesz być śmiałym, możesz podnieść oczy na córkę człowieka nawet wysoko położonego.
— O panie naczelniku!
— Powtarzam ci mój młody przyjacielu, śmiałość jest ozdobą młodzieńca w pewnych razach, a w oczach kobiet znaczy niezmiernie dużo. Nie darmo mądrzy rzymianie wynaleźli przysłowie: «audaces fortuna juvat.» No kochany panie Zygmuncie, żart na stronę, winszuję ci nowej pozycyi i radzę pomyśleć o żonie.
— Pomyślę, panie naczelniku.