Strona:Klemens Junosza-Na bruku.pdf/173

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dziękuję... Przyznam się, że była to dla mnie niespodzianka zupełna, awans, jak na nasze stosunki, dość znaczny.
— I nie starałeś się pan?
— Nie, nie starałem i nie wiem, komu mam zawdzięczać, żem otrzymał. Widocznie mam szczęście.
— To doskonale — rzekła pani Zofia — ucieszyłeś mnie pan niezmiernie.
Gawędząc doszli do domu, przez całą drogę Wanda ani razu nie wspomniała o Mani i tak manewrowała, żeby Zygmunt o nią nie mógł zapytać.
Przy herbacie młody człowiek nie mogąc się doczekać tej, dla której naumyślnie przyszedł, zwrócił się do Wandy z zapytaniem:
— Czy panna Marya chora?
— Nie wiem — odrzekła lakonicznie.
— Pani nie wie?
— Mówię przecież wyraźnie.
— Niechże pani nie żartuje.
— Ach Boże! zkądże mogę wiedzieć, czy zdrowa, czy chora, kiedy jej tu niema.
— Nie była dziś?
— Ani dziś, ani wczoraj, ani onegdaj. Od tygodnia jej nie widziałam.
— Więc już nie pracuje razem z paniami?
— Nie; powiedz mi pan co dziś grają w teatrze?
— Nie wiem, ale panna Marya...
— Bardzo źle, że pan nie wie; któż zaspokoi moją ciekawość?
— Zapóźno już dziś na teatr, niech pani ze