Strona:Klemens Junosza-Na bruku.pdf/176

Ta strona została uwierzytelniona.

chwili, tylko tamta chwila i w tamtej chwili, rozumie pani?
— Rozumiem i natychmiast idę do kuchni.
— Ciekawam po co?
— Każę przyspieszyć.
— Racz pani zostać, tam są ludzie, których obowiązkiem jest o tem pamiętać.
Marya usiadła na krześle w przeciwnym kącie pokoju; jejmość skrzywiła się na to.
— Siadła pani tak daleko, że musiałabym zerwać płuca, chcąc z panią rozmawiać.
— Jestem też i słucham pani.
— Słucham? ironia... wszyscy mnie tu słuchają, a każdy i każda robi co chce. Czy wczorajsza gazeta przeczytana?
— Nie — pani była znużona i śpiąca.
— Chcesz pani we mnie wmówić, że ja sypiam! ha — cały świat wie, że od lat trzech oka zmrużyć nie mogę... drzemię tylko.
— Czy mam przynieść gazetę?
— Nie trzeba... albo... oni mi dziś tej herbaty nie dadzą... wreszcie przynieś pani, trzeba czemś czas zabić.
Po chwili Mania powróciła z gazetą, usiadła blizko chorej i czytać zaczęła.
— Proszę głośniej — rzekła jejmość — szeptem pani czytasz tak, że ledwie słyszę.
Mania podniosła głos.
— Pani mi czytasz politykę, której nie cierpię. Co mnie obchodzi angielska izba niższa, nie mam z nią nic wspólnego, proszę o co innego.
— Jest korespondencya z Paryża.