Strona:Klemens Junosza-Na bruku.pdf/189

Ta strona została uwierzytelniona.

niech pan Kwiatkowski przyjdzie. Ciekawam czego pan Kwiatkowski żąda... Chwili spokojnej nie dadzą. Dla panny Kwiatkowskiej to robię... prosić pana Kwiatkowskiego...
Ojciec Mani wszedł do salonu, ukłonił się bez uniżoności i rzekł:
— Wybaczy szanowna pani, że ją niepokoję.
— Mnie wszyscy niepokoją!.. Jestem chora, znużona, ludzi dobrać sobie nie mogę... ale mniejsza o to. Co pana tu sprowadza?
— Córka — rzekł, wskazując na Manię, która właśnie ujmowała go za rękę, by złożyć na niej pocałunek.
— Więc panna Marya to córka pańska?
— Tak jest, proszę pani.
— O cóż idzie?
— Chciałem prosić panią o uwolnienie jej od obowiązków.
— Jezus Marya! a cóż to znowu, dopiero przyszła, już odchodzi! Cóż to się panu zdaje, że obowiązek to suknia lub rękawiczka, którą można zmieniać stosownie do upodobania? Ja nie pozwalam. Córka pańska zachowuje się dobrze, dogadza mi, jest dość pilna, troskliwa i nie chcę się z nią rozłączać, słyszy pan?
— Słyszę, szanowna pani, ale ponawiam żądanie.
— Proszę! Cóż za powód, jeżeli można wiedzieć? Czy wolno pozbawiać opieki kobietę starą, chorą, samotną? Czy godzi się to z pojęciem zasad chrześcijańskich? przypuszczam że je pan uznajesz?