Strona:Klemens Junosza-Na bruku.pdf/192

Ta strona została uwierzytelniona.

Tego wieczoru bardzo długo paliło się światło w oficynie, Mania bowiem opowiedziała o swojem szczęściu rodzicom, długo również nie gasło światło w pracowni pod firmą: «Sophie», albowiem pan Zygmunt wrócił tam jeszcze, aby zakomunikować pani Zofii i Wandzie, że nareszcie zdobył się na krok stanowczy.
Wanda ucieszyła się niezmiernie ze szczęścia swojej przyjaciółki i natychmiast zaczęła w myśli budować białą suknię ślubną dla panny młodej, kremową dla siebie i jasno-popielatą materyalną dla matki.
Ciotka węglarza przyjechała i przyobiecany kapitał przywiozła. Założono duży skład, którym zarządza Kwiatkowski, sam węglarz bowiem rzadko tam bywa, tak jest ciągle zajęty. Spekuluje, puszcza się na drobniejsze dostawy i wiedzie mu się jakoś, zarabia.
U Kwiatkowskich w domu trochę lepiej; po dawnemu trzeba żyć bardzo skromnie i oszczędzać, ale już handlarze podwórkowi nie bywają wzywani na górę, już niema tak dotkliwego braku jak niegdyś. Edzio uczy się dobrze; młodsze dzieci podrastają zdrowo.
Ślub Zygmunta i Mani odbył się w lipcu, wesele było ciche, bez tańców, w szczupłem kółku znajomych. Znajdowała się na nim pani Zofia z mężem, Wanda, Wicuś i kilku kolegów biurowych Zygmunta.
Brakowało tylko węglarza. Ten na tydzień przed weselem nadesłał list z usprawiedliwieniem się, że na uroczystości być nie może, gdyż w niez-